Dzień 1. Tel Aviv

Lot rozpoczął się z opóźnieniem, gdyż czekaliśmy na wszystkich pasażerów. Kapitan-zgrywus, witając spóźnialskich przez głośnik, wyraził nadzieję, iż zakupy się udały, czym wzbudził salwę śmiechu. Nie licząc tego, że woda z butelki wylała mi się mocząc niektóre rzeczy, odbyło się bez incydentów. No i jeszcze przed lądowaniem stewardessa uznała, że jeden pasażer jest zbyt agresywny/nietrzeźwy, aby siedzieć przy drzwiach ewakuacyjnych.

Wylądowaliśmy w Tel Avivie i pierwszym zadaniem było przejście odprawy paszportowej. Jako, że mieliśmy w paszporcie wizę irańską, spodziewaliśmy się wnikniliwego przesłuchania. Na początek strażniczka spytała się kiedy byliśmy w Iranie. Trochę się poplątaliśmy w zeznaniach nie mogąc ustalić czy był to 2011 czy 2012. Pani pogranicznik zaczęła gdzieś dzwonić, co nas trochę zestresowało, ale już po chwili wręczyła nam kartki z wizami. Poszło gładko – nie mogliśmy uwierzyć. Wymieniliśmy euroszekle na szekle i udaliśmy się do miasta.

image

image

Dzisiaj nie zdążyliśmy za wiele zobaczyć, bo dotarliśmy późno. Ogólnie jest ciepło, a przy blokach znajdują się zielone drzewa, co wydaje się dziwne w styczniu. Na gałęziach rosną cytryny i pomarańcze. Przy wejściu na dworzec odbywa się skanowanie bagażu i trzeba przejść przez bramkę podobnie jak na lotnisku. Nocujemy u ponad 70-letniego, dziarskiego Robbiego, który wzbudził u nas szacunek swoją olbrzymią wiedzą i znajomością języków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *