Dzień 3. Jerozolima

Robbie oferuje, że nas podwiezie na dworzec autobusowy, z ulgą dla nóg przyjmujemy jego ofertę i już po chwili jedziemy autobusem do Jerozolimy. Okazuje się, że za nami siedzi koleś z karabinem maszynowym – nie jest to niecodzienny widok w Izraelu. Po godzinie jazdy krajobraz kulturowy się zmienia i coraz częściej pojawiają się chasydzi w czarnych ubraniach i kobiety w długich spódnicach.

Jedziemy tramwajem wzdłuż jednej z głównych ulic i stwierdzamy, że Jerozolima to bardzo nowoczesne miasto. Chyba oczekiwaliśmy czegoś bardziej starodawnego owianego mistycyzmem. Wchodzimy do Starego Miasta przez Bramę Damasceńską. Tutaj świat trochę się zmienia, zewsząd wyrastają stragany z różnościami, można kupić kapcie, żydowski lichwiarz, koszulkę z pejsatym pokemonem Pick-a-yew, tureckie słodycze, przyprawy czy zwyczajne żelki. Co dziwne nikt nas nie namawia na kupno towarów, pełna kultura. Dzisiaj chcemy zobaczyć Wzgórze Świątynne, gdyż jutro i pojutrze jest zamknięte. Najpierw udajemy się w stronę Ściany Płaczu. Aby nią zobaczyć trzeba przejść przez kontrolę podobną na lotnisku. Mamy trochę problemów, gdyż strażnik znajduje orzechówkę, a alkoholu wnosić nie można. Ugadujemy się, że zostawimy napitek i wrócimy po niego w drodze powrotnej. Przy murze, który jest pozostałością świątyni żydowskiej, obserwujemy jak ludzie się modlą dotykając głową ściany. Wchodzę do pomieszczenia gdzie znajdują się tylko chasydzi i żarliwie odprawiają modły. Ci w podeszłym wieku siedzą na specjalnych modlitewnikach. Na jednym z takich modlitewników leży księga, podchodzę do niej i dotykam. Nie mija sekunda, a słyszę nagły stukot butów o kamienną posadzkę i już wiem, że popełniłem błąd. Stary Żyd pokazuje mi palcem, że to się nie godzi, po czym ucałowuje księgę, a ja speszony odchodzę. Ustawiamy się w kolejkę na Wzgórze Świątynne, a na kontroli zostają flagi Polski – tak bardzo przydatne podczas autostopu. Wielki plac w środku gęsto zabudowanej dzielnicy robi monumentalne wrażenie. Gdy odpoczywamy, posilając się, znienacka pojawia się kilkoro uzbrojonych po zęby policjantów, którzy eskortują wycieczkę Żydów. Wzgórze Świątynne to trzeci najważniejszy ośrodek kultu islamu i jednocześnie święte miejce judaizmu zatem często dochodzi tu do tarć.

image

image

image

image

image

image

image

image

Wychodzimy że wzgórza, przechodzimy przez kolejne bramki i odbieramy orzechówkę od strażników. Budka z pozostawionymi flagami jest już zamknięta – no nic spróbujemy w niedzielę. Nie chce nam się szukać nic do jedzenia, więc wchodzimy do pierwszej lepszej restauracji na falafel – tym razem posiłek jest tylko dobry. Następnie udajemy się do Bazyliki Grobu Pańskiego. Znajdują się tutaj cztery ostanie stacje krzyżowe jak również i miejsce gdzie Jezus został pochowany. Stoję w kolejce do ołtarza postawionego na skale, na której został ukrzyżowany Chrystus i czuję lekkie wibracje. Potrafię sobie wyobrazić ludzi przeżywających syndrom jerozolimski. Z ciekawostek – Paulina siada sobie na ławeczce i zakłada nogę na nogę, po chwili przychodzi ksiądz i prosi ją, aby przyjęła inną pozycję. Decydujemy się postać w kolejce do grobu pańskiego, stoimy z 40 minut obserwując jak lokalny przewodnik próbuje przepchnąć całą wycieczkę Włochów przed nas. Babcie są naprawdę dziarskie, ale ostatecznie wchodzą za nami. Spędzamy pół minuty w środku po czym pilnujący grekokatolicki ksiądz prosi nas o wyjście. Cały czas chodzimy z plecakami, więc dosłownie padamy z nóg. W międzyczasie jak byliśmy w środku, ściemniło się i zaczęło padać. Krzepimy się kawą i jeszcze spacerujemy po Starym Mieście. Nadal pada i co rusz mijamy Żydów, którzy mają kapelusz owinięty plastikową torebką – wygląda to dość komicznie. Idziemy dzielnicą armeńską i wychodzimy na wzgórze Syjon. Chronimy się przed deszczem przy grobie Dawida. Znajduje się tutaj małe pomieszczenie, w którym śpiewają – modląc się Chasydzi. Jeden przygrywa na skrzypkach, reszta śpiewa. Kiwając głową, sprawiają wrażenie jakby byli w transie. W końcu udajemy się do Nogi – naszego CouchSurfingowego hosta. Znajdujemy budynek, ale nie mamy numeru mieszkania, więc dzwonimy pod pierwsze lepsze drzwi i pokazując zdjęcie pytamy się ludzi czy znają taką panią. Bingo! Za trzecim razie lądujemy we właściwym mieszkaniu. Co ciekawe Noga nie udziela się normalnie na CouchSurfingu, ale podczas jej podróży po Indiach jedna osoba bardzo jej pomogła. Chcąc zwrócić karmę, teraz ona zdecydowała się pomóc nam.

image

image

image
image

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *