Kiedy wstajemy, jest już jasno – dawno się to nie zdarzyło. Trochę czasu zajmuje mi, aby się obudzić, ale powolne śniadanie w doborowym towarzystwie robi swoje. Dzisiaj chcemy odwiedzić wioskę Świętego Mikołaja, więc razem z Eljasem spacerkiem kierujemy się w stronę koła podbiegunowego. Mijamy zaśnieżone drzewa i czerwone, drewniane chatki z dachami obsypanymi białym puchem. Taki krajobraz cieszy oko.
W końcu docieramy w okolice wioski, a tutaj moc atrakcji: domki wakacyjne, bar lodowy, zjeżdżalnia z oponami i zaprzęgnięte renifery gotowe do akcji. Obserwujemy zwierzęta – niektóre wydają się spać na stojąco. Robimy sobie zdjęcie na kole podbiegunowym i kierujemy się do czerwonego jegomościa, dla którego tu przyszliśmy. Stoimy w niewielkiej kolejce i wchodzimy. Siadamy obok Mikołaja, a ten wita nas po polsku: „Dzień dobry”. Potem, już po angielsku, pyta się skąd jesteśmy. Odpowiadamy trochę bez wiary, gdyż mało ludzi wie gdzie leży Bydgoszcz. Na co Mikołaj mówi: „Tak, wiem gdzie to jest, byłem tam”. Po czym następuje krótka pauza, a czerwony jegomość dopowiada: „W ostanie Święta”. Niezły zgrywus. Potem stajemy w kolejce, gdzie za horrendalną cenę, dostosowaną pod możliwości finansowe Japończyków, można kupić zdjęcia z wizyty. Grzecznie dziękujemy i wychodzimy.
Kolejną serwowaną atrakcją jest jazda psim zaprzęgiem. Idziemy odwiedzić zwierzęta w przybytku zwanym Husky Park. Najpierw oglądamy szczeniaki, które bawią się uroczo w klatkach. Opiekunka daje nam jednego potrzymać, maluch jest zaskakująco ciężki jak na trzy miesiące. W tym samym czasie przychodzi jakiś Francuz i okazuje się, że opiekunka też jest z Francji. I, jak to Francuzi, zaczynają gadać po francusku, zapominając o całym Bożym świecie. W tym czasie husky na rękach Eljasa, próbuje mu dosłownie wygryźć brodę, a potem zabiera się za jego odblask od kurtki. Idziemy dalej, bo zanosi się na jazdę zaprzęgiem. Psy nie mogą się doczekać i ostro ujadają. Prędko ruszają z radością, kiedy turyści siedzą w saniach, a po chwili kończą rundę i odpoczywają. Oglądamy zwierzęta w klatkach i próbujemy je głaskać. Osobniki, które mają błękitne oczy, wyglądają hipnotyzująco.
Wracamy z wioski do domu, a Paulina przygotowuje pyszny obiad. Pełni energii jedziemy na miasto, aby spotkać się z Katją, dziewczyną Eljasa. W kawiarni pijemy kawę i zajadamy się czekoladkami o słonym smaku. Jedna z nich zaskakuje nas, gdyż ma dodatek strzelającej oranżady. Wracamy do domu, trochę odpoczywamy, po czym Eljas zabiera nas na narciarską trasę biegową, gdzie po raz pierwszy w życiu mamy okazję wypróbować biegówki. Po krótkiej lekcji śmigamy w wyjeżdżonych torach. Idzie mi całkiem nieźle, ale czasem ręce są szybsze od nóg i nie mogę złapać rytmu. A gdy trzeba zjechać w dół, to ląduję w zaspie. W sumie jeździliśmy około 15 minut, ale czuję, jakby było o wiele więcej. Może jeszcze spróbujemy dłuższej trasy podczas naszego pobytu. Zmęczeni wracamy, jemy na kolację lejpajuusto i rozmawiamy do wieczora.