Wstajemy wcześnie rano i nie budząc Farida wychodzimy do biura Nassera. Zatroskany Nasser, twierdząc, że bezpłatny autostop w jego kraju jest niemożliwy, pisze nam na kartce informacje w farsi dla kierowców, że chcemy podróżować z nimi za darmo. Idziemy razem kupić bilety do Indii – udaje się bez problemu. Właśnie zapewniliśmy sobie kilka miesięcy luzu – bez martwienia o wizy czy inne ‚czynności administracyjne’. Jest jeszcze wcześnie, więc nie chcąc budzić Farida idziemy do biura Mohammada, który na swoim profilu CS ma napisane, że jest ‚wirtualnym Polakiem’. Mohammad mimo, iż nie był w Polsce uwielbia nasz kraj, uwielbia zdjęcia zrobione przez polskich członków CS. Patrząc na fotografie znalazł nawet pewien odcień koloru zielonego, który nazwał ‚polską zielenią’. Wracamy do Farida, pakujemy się, oglądamy jeszcze dokument o problemach irańskich studentów i wyjeżdżamy na koniec miasta. Za bilet na autobus trzeba zapłacić kartą, a my jej nie mamy. Płaci za nas nieznajoma dziewczyna, a nam nie udaje jej się oddać pieniędzy. Ach ci Irańczycy. Dalej przesiadamy się na taksówkę i idziemy ‚na stopa’. Próbujemy zadzwonić do Hamida z CS, ale nie odbiera telefonu. Po chwili zatrzymuje się policjant w cywilu, pokazujemy mu kartkę i jedziemy jakieś 50 kilometrów. Policjant wysadza nas na przydrożnym posterunku i załatwia nam kolejny transport. W tirze siedzą dwaj bracia: Mohammed i Ali. Mimo bariery językowej udaje nam się trochę porozmawiać. Jedziemy z nimi 3 godziny, pokazujemy im zdjęcia z Polski, jemy melona, daktyle, ciastka, próbujemy dzwonić do Hamida. Chłopaki wysadzają nas obok posterunku przed Zanjanem. Proszą policjanta, aby załatwił nam taxi. Taksówka przyjeżdża, ale kierowca proponuje zbyt wysoką cenę. Patrzymy na mapę i widzimy, że to tylko 2,5 km do centrum, więc idziemy pieszo. Nie dane jest nam dojść, bo z drogi zabiera nas ciężarówka. Tym razem się nie dogadujemy i kierowca wysadza nas przy następnym posterunku, który jest już daleko od głównej części miasta. W końcu udaje się nam dodzwonić do Hamida i okazuje się, że odbierze nas z centrum. Bierzemy taksówkę, ustalamy cenę i jedziemy. Taksówkarz świruje coś z opłatą i jako, że nie mamy drobnych wykorzystuje sytuację i nie chce oddać reszty. Po nerwowych minutach w końcu ustępuje. Spacerujemy po mieście, idziemy zjeść hamburgera i orzechy. W końcu pojawia się Hamid i jedziemy z nim do domu. Poznajemy jego żonę Zohre, która na kolację przygotowała nam pyszne gorme. Jupi!