Jemy śniadanie wspólnie z Hamidem i Zohre, a potem jedziemy do pobliskiego Soltanieh, gdzie znajduje się wielki, ponad 800-letni meczet. Wchodzimy do środka i budynek naprawdę robi wrażenie, szkoda tylko, że wnętrze pokrywają rusztowania, gdyż trwają właśnie prace renowacyjne. Można za to wejść na górę i podziwiać misterne wzory na ścianach i sufitach. Na zewnątrz rozpościera się oszałamiający widok na okolicę. Po zwiedzaniu znajdujemy miejsce na piknik i pałaszujemy uprzednio przygotowany posiłek. Kanapki popijamy piwem bezalkoholowym o smaku brzoskwini – smakuje trochę jak średnio udany sok. Po wszystkim Hamid wywozi nas na autostradę. Próbujemy przez chwilę „łapać stopa” i nagle słyszymy trąbienie. Patrzymy, a tu z boku przystanął chłopak w naszym wieku i woła nas do samochodu. Jedzie aż do Teheranu. Masoud jest trenerem wspinaczki i uczestniczy też w mistrzostwach świata. W styczniu jedzie na zawody do Korei Południowej. Po drodze dużo rozmawiamy. Jako że droga jest długa, a on nie jadł lunchu, zaprasza nas do restauracji. Jemy kebab w wersji irańskiej, czyli po naszemu szaszłyk przykryty ryżem. Po pysznym posiłku możemy jechać dalej. Ściemnia się już, a przed Teheranem stajemy w wielkim korku. No tak, dzisiaj piątek, czyli w Iranie jednodniowy weekend i wszyscy wracają do domu. Nie ma tego złego – możemy dłużej być razem i jeszcze pogadać. Masoud zaprasza nas do siebie do domu. Uprzejmie odmawiamy, gdyż umówiliśmy się już z Abbasem z CS. W końcu docieramy do Teheranu i odbiera nas samochodem przyjaciel Abbasa – Reza. Masoud prosi nas o wysłanie mu sms-a gdy dojedziemy i odjeżdża dopiero, kiedy my odjeżdżamy. Abbas czeka na nas wraz z żoną Zahrą. Kiedy Reza wstaje i chce wyjść, Abbas zatrzymuje go metodą „jebs na fotel”. Taka irańska gościnność. Pijemy herbatę i rozmawiamy, a Zahra przygotowuje na kolację gorme. Kiedy Reza w końcu wychodzi i zarzeka się, że nie chce jeść, dostaje danie na wynos. Rozmawiamy do północy i planujemy, co dalej zobaczyć w Iranie. Abbas wraz z żoną odstępują nam swoją sypialnię, a sami idą spać gdzie indziej.
Pozwoliłam sobie poczytać, wyraziłam, wiadomo, polubienie…i nieco śmielej przygotowuję się do wyjazdu już niebawem, na irański Noworuz. Pozdrawiam Was serdecznie. Ela