W omańskim świecie słowo mówione znaczy więcej niż słowo pisane. Wczoraj poznaliśmy Mubaraka, który od pierwszego wejrzenia zaczął nazywać nas swoimi przyjaciółmi. Za swoją misję przyjął pokazanie przyjezdnym prawdziwej i bezinteresownej omańskiej gościnności, niesamowitej kultury i dziewiczej lokalnej przyrody. Dzisiaj zabawimy się trochę w podglądaczy natury i z głosem komentarza Mubaraka (zamiast Krystyny Czubówny) będziemy mieli okazję zobaczyć drugą część cudu narodzin – składanie jaj przez metrową żółwicę.
Poranek
Powieki zaczynają przepuszczać światło, a to leniwie wdziera się przez okno. W dodatku pusty żołądek dochodzi do głosu. Nastał nowy dzień i pora wstawać! Lodówka przez noc chłodziła, ile fabryka dała, więc zaczynam powoli wcinać musli wraz z lodami o smaku jogurtowym. Umówiliśmy się z naszym gospodarzem w recepcji. Kiedy tam wchodzę wita mnie jakiś Omańczyk, okazuje się, że to Mubarak. Nie poznaję go od razu, gdyż dzisiaj ubrany jest w białą koszulkę i krótkie spodenki. European-style Mubarak – jak siebie określa.
Po wczorajszych wydarzeniach jeszcze jesteśmy lekko w szoku. Okazuje się, że Mubarak po prostu lubi pomagać ludziom, spędzać wesoło czas i odkrywać przed nimi prawdziwy Oman, a w zamian niczego nie oczekuje. Gościł już mnóstwo ludzi z całego świata a, co ciekawe, wszystkich Polaków, których do tej pory poznał określa mianem „szalony”. I tak z opowieści poznajemy Crazy Przemka i Crazy Kamilę.
Dołącza do nas para Hiszpanów, którzy też są gośćmi Mubaraka i jedziemy na plażę. Tam wsiadamy w łódeczkę rybacką i wybieramy się w mały rejs po okolicy. Znowu mamy okazję podziwiać ten piękny błękit wody, który działa korzystnie na nasze poczucie estetyki. Najpierw płyniemy w okolice portu, aby posnurkować. Niedawno padało, więc w morzu unoszą się drobinki piasku, co ogranicza widoczność, ale widać gromady małych rybek i trochę koralowców.
Zawijamy się i płyniemy zatoczką, gdzie z pokładu łódki wypatrujemy pływających żółwi. Na mieliźnie gady są dość dobrze widoczne, a dodatkowo co rusz wypływają na powierzchnię, aby dostarczyć powietrze do płuc, po czym od razu chowają się w toń. Towarzyszy temu charakterystyczny i zaskakująco głośny dźwięk nabieranego powietrza. Po obserwacji wracamy na plażę, gdzie zażywamy dość zimnej kąpieli w morzu. Następnie spotykamy przyjaciół naszego gospodarza i jeden z nich pokazuje nam filmiki w różnymi morskimi zwierzętami, które można spotkać w okolicznych wodach – są nawet delfiny i wieloryby!
Piątkowa modlitwa
Dzisiaj piątek – święty dzień dla muzułmanów, więc na popołudnie rozstajemy się z Mubarakiem. On wraca do swojej rodziny, a my idziemy na spacer. Wszystkie sklepy i restauracje są zamknięte, a z oddali słychać nawoływanie muezina. Przechadzając się, co rusz mijamy mężczyzn, którzy śpieszą się na modlitwę do meczetu. Nagle zatrzymuje się przed nami samochód i kierowca prosi, aby mu zrobić zdjęcie, po czym odjeżdża. Idziemy w skwarze, poszukując cienia, gdy dochodzimy do morza.
Postanawiamy zawrócić i zajść na obiad. Już po chwili wcinamy biryani z rybą i z warzywami. Co ciekawe, wczoraj początkowo kelner niepoprawnie naliczył rachunek, więc dzisiaj po skończonym posiłku przynosi menu i mówi: „Proszę, policz sobie sam, bo ja nie wiem”. Idziemy w kierunku wielkiego meczetu i po drodze nadal mijamy zamknięte sklepy, aż dochodzimy do portu. W zatoczce przycumowane są drewniane statki rybackie, które wypływają na morze na około dwa tygodnie. Obserwujemy jak jeden z takich statków właśnie powrócił z połowu, zacumował gdzieś na środku zatoki, a rybacy skoczyli do wody i radośnie zaczęli płynąć do brzegu.
Jazda Smartem
Wracamy do hotelu, aby trochę odpocząć i spotykamy się z Mubarakiem. Ten zabiera nas na wzgórze górujące nad zatoką, gdzie obserwujemy słońce chylące się ku horyzontowi. W pewnym momencie odzywa się telefon i okazuje się, że jego przyjaciel, ścigający się w wyścigach, właśnie przyjechał do Sur. Jedziemy na znaną już plażę i okazuje się, że znajomy przyjechał z grupką kolegów stuningowanymi samochodami marki smart. Wsiadam do malucha i próbuję swoich sił na piasku. Jeden z ludzi tłumaczy mi, że samochód ma włączoną opcję kontroli trakcji, więc jazda po trudnej nawierzchni nie stanowi dla auta większego problemu. Po krótkim przypomnieniu sobie jak działa automatyczna skrzynia biegów, przekonuję się, że ma rację. Pierwszy raz jeżdżę po plaży i pierwszy raz jeżdżę smartem.
Żegnamy się i jedziemy coś zjeść. Następnie Mubarak zabiera nas do jednej ze swoich rodzinnych posiadłości, gdzie trzymane są konie. Zdradza nam, że poszukują tresera koni. Niestety nikogo takiego nie znamy. Przekonujemy się, iż Arabowie uwielbiają wyścigi konne. Całości dobytku pilnuje grupa młodych Pakistańczyków, którzy umilają sobie czas grą w krykieta. Próbuję swoich sił i udaje mi się odbić parę razy piłkę. Nie znam zasad, więc nie wiem czy to dobrze, czy to źle, ale młodziaki kiwają z uznaniem. Na skraju posiadłości znajduje się półotwarty beduiński namiot, w którym spędzamy kilka chwil patrząc na gwiazdy, po czym ruszamy w drogę, aby zobaczyć żółwie.
Wyczekiwanie na żółwia
Zjeżdżamy z asfaltu w kierunku morza i dojeżdżamy do ogrodzonego terenu na plaży. W środku znajduje się niewielki barak i kilka samochodów. Wchodzimy bramą, Mubarak wita się ze znajomymi, a my poznajemy kilku Omańczyków, którzy tutaj pracują. Obok budynku znajduje się zielona miska z małymi żółwikami. Biorę jednego malucha w ręce, a ten nieporadnie macha płetwami i próbuje wbić mi się w palce. Na ciemnej plaży można zauważyć kilka świecących punktów. Dowiadujemy się, iż dopiero co wyklute żółwie podążają do światła, pracownicy ładują je do miski, a po północy wypuszczają żyjątka do morskiej wody. Obecnie nie ma sezonu na żółwie, latem na plażę wychodzi ich nawet setka aby złożyć jaja, a zimą zwykle pojawia się od zera do jednej samicy.
Czas oczekiwania umilamy sobie pogawędką i pokazywaniu śnieżnych zdjęć jednemu ze strażników. W końcu robi się małe poruszenie – gdzieś tam pojawił się żółw! Wsiadamy w samochód i Mubarak zabiera nas na inną plażę, gdzie czeka na nas inny Omańczyk. Nasz gospodarz nazywa go „przewodnikiem”, jego praca polega na jeżdżeniu po plaży i tropieniu żółwi, a gdy już jakiegoś znajdzie to daje znać dalej i w ten sposób turyści mogą obserwować cud składania jaj.
Składanie jaj
Wraz z innymi ludźmi podchodzimy do gada i widzimy metrowego zielonego żółwia, który leży w wykopanym dołku. Przewodnik odgina jego tylną kończynę i świeci komórką, abyśmy mogli zobaczyć jak raz po raz w małej jamce lądują złożone jaja. Po dłuższym czasie żółw kończy składanie jaj i zaczyna się akcja „zasypać i wrócić do wody”. Najpierw w ruch idą zadnie płetwy i zostaje zasypana mała jamka z jajkami. Potem, poruszając się do przodu, na przemian tylnymi i przednimi kończynami zwierzę zawala piachem przestrzeń nad dołem. Kiedy kończy, pozostaje mała dziura dwa metry dalej od miejsca faktycznego złożenia jajek. W ten sposób sprytny żółw myli potencjalnych drapieżników dając swoim przyszłym dzieciom czas na wyklucie się. Jako że jest to zwierzę wodne, cały proces zajmuje mu nawet kilka godzin.
Obserwujemy jak idzie mu to nieco niezgrabnie i dość wolno. Dość efektownie wygląda zagarnianie piachu przednią płetwą. Nie czekamy na powrót gada do wody tylko zawijamy się z powrotem do samochodu. W drodze powrotnej dzielimy się swoimi spostrzeżeniami z Mubarakiem. Szczęśliwi, ale też bardzo zmęczeni lądujemy w pokoju hotelowym i zapadamy w sen.