Latem 2009 roku autostopowaliśmy z Polski do Bułgarii. Będąc w Rumunii mieliśmy szczęście spotkać fantastyczną parę, która nie dość, że zatrzymała swój samochód właśnie dla nas, zwieńczających „kolejkę” rozpaczliwie machających kciukami autostopowiczów, złożoną z a) księdza b) starszej pani c) nas*, to jeszcze po zaledwie kilkunastu minutach rozmowy zaproponowała nam nocleg we własnym mieszkaniu. I tym sposobem spędziliśmy z Zoltanem i Eszter (czyt. Ester) oraz ich słodziakowym kotem Tommy’m niesamowity weekend. Byli oni naszymi przewodnikami po mieście Cluj, zabrali nas ze sobą na zajęcia salsy, prowadzili z nami niekończące się rozmowy na wszystkie możliwe tematy i poczęstowali nas lokalnymi przysmakami**, w które obfitowała ich lodówka. Zostaliśmy ugoszczeni jak najbliższa rodzina i wyjeżdżaliśmy od nich bogatsi o niezapomniane przeżycia oraz czyste ubrania. Od tej pory utrzymujemy z nimi kontakt przez internet i wysyłamy do siebie kartki na Boże Narodzenie.

My i nasi przyjaciele z Rumunii
Tommy chowający się za śpiworem

Jak tylko ustaliliśmy, że naszą podróż rozpoczniemy w Bydgoszczy od razu zrodziła się w naszych głowach myśl, żeby zrobić naszym zagranicznym znajomym niespodziankę i wpaść do nich po drodze w odwiedziny. Tak się złożyło, że kilka tygodni temu Zolie napisał na FB komentarz do zdjęcia Artura o następującej treści: „Hello my friend! We have a new beer in Cluj, come and taste it…!” („Witaj mój przyjacielu! Mamy nowe piwo w Cluj, przyjedź i spróbuj je!”). Chyba nietrudno wyobrazić sobie, jak duże było jego zdziwienie, gdy otrzymał od nas wczoraj mejla, że będziemy w Rumunii i chcielibyśmy ich odwiedzić! Oprócz zaskoczenia, że potraktowaliśmy jego komentarz dosłownie (nie wiedział, że już wcześniej wpadliśmy na ten pomysł) zareagował również radością wywołaną perspektywą ponownego spotkania. My również cieszymy się na tę wizytę ogromnie, tym bardziej, że tym razem oprócz Zoliego, Eszter i Tommy’ego w ich przytulnym mieszkaniu czekać będzie na nas również malutka Abigel.

* OK, trzeba przyznać, że o ile rzeczywiscie mieli tamtego dnia chęć zabrać jakiegoś autostopowicza, to wybór był oczywisty. :) co nie zmienia jednak faktu, że było nam najzwyczajniej w świecie miło.

** Należy w tym miejscu nadmienić, że była to jedna z nielicznych okazji, kiedy Paulina dobrowolnie zjadła wołowinę.

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *