Tak nas pochłonęły przygotowania do wyjazdu, że nie mieliśmy ani czasu, ani głowy do tego, żeby zająć się blogowaniem. Jak się okazuje, nawet błahe z pozoru sprawy mogą pochłonąć dużo czasu, wymagać wiele cierpliwości i zmuszać do podejmowania trudnych decyzji. Zdecydowaną większość potrzebnych nam rzeczy zgromadziliśmy już wcześniej, a także pozałatwialiśmy już wszystkie najważniejsze sprawunki, jednak trochę jeszcze do zrobienia zostało i miniony tydzień był dla nas dość pracowity.
I tak na przykład o mało co nie zgubilismy się w gąszczu dostępnych na rynku palników gazowych, naczyń turystycznych i innych sprzętów, dzięki którym nie padniemy z głodu w sytuacji, gdy dane nam będzie spędzić noc na łonie natury.
Inna sprawa: finanse. Czy bardziej opłaca się mieć konto w dolarach, czy w euro? Ile kart debetowych zabrać – jedną, dwie, a może pińcet? Wiza czy Masterkard? Ten bank czy tamten? Jaki limit wypłat z bankomatów? Pozamykać posiadane konta i zrezygnować z kart czy nie? Ech…
Życie w XXI wieku ma tę zaletę, że można sobie znacznie je ułatwić korzystając z różnych dobrodziejstw elektroniki. Pytanie tylko, które z nich rzeczywiście uproszczą podróżowanie, a które będą niepotrzebnym balastem lub też spowodują, że wyprawa będzie zbyt prosta i nie będzie mieć tzw. „smaczku”. Karty SD, microSD, czytnik kart pamięci, adaptery, akumulatory, ładowarki, dodatkowe baterie, smartfon, pendrive’y, telefon komórkowy, aparat cyfrowy – było w czym wybierać.
Koniec końców udało nam się podjąć pewne konstruktywne decyzje, miejmy nadzieję, że trafne. Żeby ułatwić sobie zadanie, skontaktowaliśmy się drogą mejlową z inną parą, Alicją i Andrzejem (loswiaheros), którzy już trzeci rok podróżują po świecie, i którzy udzielili nam kilku cennych wskazówek.
Niełatwo było również dojść do tego, jak będziemy archiwizować zdjęcia, których prawdopodobnie zrobimy dużo, a nawet i więcej. Na szczęście kolega Bartosz S. zgodził się być naszym fotograficznym powiernikiem i obiecał, że sumiennie będzie ściągać z internetu przesyłane mu przez nas fotki i zapisywać na ściśle strzeżonych nośnikach danych. Oczywiście w kilku kopiach. Padła również propozycja, że jedną z nich zakopie w ogródku, co z racji panujących w naszym kraju warunków klimatycznych jest naszym zdaniem niezbyt trafnym pomysłem.
Dziś też miało miejsce próbne „ważenie”. Chodzi oczywiście o wagę plecaków z ekwipunkiem, bo nasza jest nam doskonale znana. Zgodnie z zasadą Bear’a Grylls’a masa bagażu nie powinna przekraczać 25% masy ciała i już jesteśmy pewni, że tak też będzie w naszym wypadku. Oczywiście mamy jeszcze kilka dylematów związanych z tym, bez czego moglibyśmy się obejść, ale są jeszcze dwa tygodnie na spokojne przemyślenie sprawy. A potem pozostanie nam tylko wyruszyć w drogę. Nie możemy się doczekać!