Dzień 9. Eilat.
Cel na dzisiaj: morze i góry czyli snurkowanie i wspinaczka. Zaraz po przebudzeniu zasuwam po pity do piekarni. Po pożywnym śniadaniu idziemy na autobus, którym dojeżdżamy do pierwszej plaży. Pogoda nie rozpieszcza, więc plaża wygląda na opuszczoną. Dowiaduje się, że w tym miejscu sytuacja z rafą koralową wygląda nie najlepiej.
Wsiadamy w autobus i jedziemy do miejsca poleconego przez panią z informacji turystycznej. Tutaj wygląda to o niebo lepiej, w morze wychodzą dwa pomosty, z których już widać rafę, a co dopiero będzie po zanurzeniu. Niestety nie ma tutaj żadnego miejsca, gdzie można wypożyczyć maskę. Po przejściu paruset metrów, w schowanym klubie nurkowym udaje się wypożyczyć potrzebny sprzęt. Koleś nawet nie chce dokumentów w zastaw. Ruszam oglądać rafę. Wygląda bajecznie i kolorowo, mnóstwo ryb, jeżowce, jakieś parzące żyjątka, gupiki, gąbki, ryba o aparencji linijki czy nawet metrowa ryba ryjąca w dnie jak jakiś dzik. Wychodzę z wody, bo robi mi się zimno. Nawet nie zauważyłem, że minęło pół godziny. Wygrzewam się trochę i znowu wchodzę eksplorować podwodny świat. Znowu kolory, aż nadciąga uczucie zimna. Za trzecim razem już muszę się zmuszać, aby wejść do wody, ale widok wszystko wynagradza. Czuję się jakbym oglądał akwarium od środka. Jak wychodzę to jest mi już konkretnie zimno. Oddaję maskę i jedziemy w góry.
Napierw musimy przejść dwa kilometry do miejsca gdzie można zacząć właściwy szlak. Nie jest za ciepło, więc idzie dość łatwo, niestety morale w obozie spada. Wzmacniamy je zjedzeniem ciastek i obserwacją wielbłądów. Po krótkiej przerwie ruszamy. Na początku droga prowadzi przez wyschnięte koryto rzeki, a potem zaczyna się prawdziwa wspinaczka. Idziemy pod górę i co chwilę się obracamy, gdyż widok robi się coraz lepszy. W końcu wchodzimy na sam szczyt. Widok, mimo iż zamglony, robi wrażenie. Przy dobrej pogodzie można tu zobaczyć ziemie należące do Izraela, Jordanii, Egiptu i Arabii Saudyjskiej. My widzimy tylko dwie pierwsze. Dodatkowo widok rozpościera się na piękne góry lecz ponownie zamglone. Po kilku chwilach schodzimy na dół. Zejście jest bardziej strome, przez co bardziej wymagające. Po kamieniach dochodzimy do poziomu morza. Padnięci łapiemy autobus i lądujemy w motelu, gdzie nieszczelna lodówka zalała bamboszki Pauliny.