Podróż po Podlasiu marzyła nam się od czasu, gdy w drodze na Białoruś zatrzymaliśmy się w Białymstoku. Korzystając z kilku dni odpoczynku od pracy, pakujemy rowery w samochód i wybieramy się w magiczne strony. Strony, o których wiemy niewiele. Zatrzymujemy się jeszcze przed Białystokiem, aby zbadać tereny działania Lisa Witalisa.

Narwiański Park Narodowy

Całkiem niedaleko Białegostoku, na południe od drogi S8, mieści się Narwiański Park Narodowy. Na odcinku znajdującym się w granicach parku rzeka Narew posiada unikalny układ hydrologiczny. Ma to swoją bardzo skomplikowaną nazwę – rzeka anastomozująca. W skrócie chodzi o to, że Narew rozgałęzia się na wiele dopływów, z którym żaden nie jest wiodącym. Można powiedzieć, że płynie jednocześnie wieloma korytami. Okazuje się, że to jedyne miejsce w Europie z takim układem, a innymi przykładami są słynniejsze rzeki jak Amazonka czy Kongo.

W Kurowie rozpostarta jest kładka nad bagnem. Po drewnianych belkach można pospacerować nad trzcinami, poobserwować rzeczne i okołobagienne bogate życie oraz dowiedzieć się wielu interesujących faktów z tabliczek edukacyjnych. Jeśli widok z brzegu to za mało, to można też wynająć kajaki i dać się ponieść nurtowi. Z poziomu tafli wody nie jest łatwo trafić w odnogę, która nie jest ślepa, do tego dochodzi też bujna roślinność utrudniająca nawigację. Dlatego w trzcinach przezornie postawione są znaki, które wskażą drogę. Dla tego obszaru charakterystyczne są tzw. „pychówki” czyli drewniane łodzie, którymi poruszamy się nie wiosłując, a odpychając długą tyczką od dna. Takie łódki pozwalają na dotarcie w bardziej niedostępne rejony Narwii.

anastomozująca rzeka Narew w Narwiańskim Parku Narodowym
rzeka Narew w Narwiańskim Parku Narodowym

Kuchnia żydowska w Tykocinie

Nieopodal na północ leży Tykocin. W historię mieściny duży wkład mieli Żydzi. Nie może więc dziwić, że ówcześnie mocno nawiązuje do tej kultury. Główną atrakcją miasteczka jest Wielka Synagoga. W białym budynku na planie kwadratu mieści się obecnie muzeum, w którym można się dowiedzieć jak wygląda świątynia judaizmu. Na przeciwko synagogi, w piwnicy niepozornego budynku Domu Talmudycznego, swoją siedzibę ma żydowska restauracja Tejsza.

W klimatycznym wnętrzu można spróbować specjałów kuchni żydowskiej. Jako, że w Izraelu posiłki w restauracji są bardzo drogie, to wreszcie mieliśmy okazję dziubnąć trochę żydowskich przysmaków. I wcale nie mam na myśli falafeli. Ja spróbowałem specjalność zakładu, czyli cymes świąteczny. Nie chodzi tutaj o producenta napojów i musztard, tylko o gulasz wołowy z marchewką, rodzynkami, śliwkami i miodem. Niby to mięso, ale na słodko – lubię takie nieoczywiste połączenia. Dodajmy do tego kwas chlebowy jako napitek i mamy receptę na udany posiłek. Paulina wsunęła bezmięsny bigosik, również w wersji na słodko.

Warto wspomnieć, że Tykocin ma też interesującą zabudowę, w której przeważają niskie parterowe lub jednopiętrowe budynki. W sercu miasteczka znajduje się duży plac, na końcu którego widnieje biała fasada Kościóła Świętej Trójcy.

Synagoda w Tykocinie
Synagoda w Tykocinie

Bociany w Pentowie

W Pentowie mieści się Europejska Wieś Bociania. Po wichurze poprzewalało się tutaj mnóstwo drzew, które potem upodobały sobie bociany, tworząc na nich gniazda. Z powodu słabego fundamentu tworzyło to dosyć niebezpieczną konstrukcję, więc dobrzy ludzie poprzenosili ptasie mieszkanka. Skutkiem tego teraz można obserwować jak toczy się ptasie życie w kilkunastu legowiskach.

Cała mieścina to właściwie jeden dworek położony malowniczo nad rzeką Narew. W cenie niedrogiego biletu wstępu można wejść na teren, dowiedzieć się co nieco o bocianach i można też wypożyczyć lornetkę. Właśnie to robi wielką różnicę, gdyż dzięki drugiej parze oczu można podglądać boćki.

Na miejscu są dwie wieże widokowe. Będąc tam na początku czerwca, natrafiliśmy na czas kiedy młode jeszcze były w gniazdach. Jeden bociek stał na jednej nodze pilnując swojego potomstwa, drugi karmił swoje pociechy, a trzeci entuzjastycznie klekotał o czymś.

Dalej nad rzeką inny leniwie patrolował przybrzeżne tereny, po czym nabrał gałązek w dziób i zaczął sam, bez ekipy budowlanej, remontować swoje M1. Nagle ze zboża wyłonił się lis i zaczął ślimaczo dreptać w kierunku wodopoju. Zaciekawieni zaczęliśmy go obserwować myśląc, że może chce się zasadzić na bociana. Lisek bez problemu przesadził płotek stojący mu na drodze i kontynuował dreptanie. Nagle zaczął wykonywać szybkie lisie ruchy. Okazało się, że upolował jakąś mysz, pobiegł pod wielkie drzewo i w rozłożystym cieniu zjadł posiłek, po czym kontynuował lenistwo.

Wypatrywanie bocianów w Pętowie może być ciężkie bez lornetki
Wypatrywanie bocianów w Pętowie może być ciężkie bez lornetki

Targ w Kiermusach

Jedziemy dalej na zachód w stronę Kiermus. Dzisiaj pierwsza niedziela miesiąca, a więc dzień jarmarczny. Odbija się to na wielkości ruchu kołowego. Na wąskiej drodze co rusz musimy zjeżdżać na żwirowe pobocze, aby ustępować samochodom jadącym z naprzeciwka. W końcu wjeżdżamy w las i nie bez problemu znajdujemy miejsce parkingowe na jakiejś leśnej ścieżce. Wreszcie dochodzimy do terenu, gdzie odbywa się jarmark staroci.

Przechadzamy się pomiędzy stoiskami i chłoniemy klimat, patrząc co za dziwy można nabyć. Prawie na wejściu znajduje się stoisko z prawosławnymi dewocjonaliami – drewniana ikonka ozdobi każdą cerkiew. Obok leży gustowne popiersie Lenina, które doda majestatu każdemu biurku. Dalej przyuważam małą świnkę z mosiądzu i podniszczoną metalową tabliczkę z napisem „Łączność”. Ktoś pyta się ile kosztuje filiżanka, sprzedawczyni wymienia jakąś horrendalną cenę, po czym dodaje, że to część jakiegoś zestawu, który we Francji kosztuje horrendalną ilość euro. Jakiś Białorusin targuje się, chcąc kupić srebrny świecznik i udaje mu się zbić cenę o dziesięć złotych. Tony szklanic, porcelany i wszelakiego żelastwa czekają na swoich nabywców.

Mijamy parkę z małą bańką do mleka, a jeden sprzedawca narzeka, że dzisiaj mało ludzi się wybrało na zakupy. Inny prezentuje cudowny przyrząd do siekania warzyw. Poszatkował już kupę kapusty – na kolację chyba będzie bigos. Wtem, w oddali dostrzegam króla puszczy i od razu ruszamy w jego stronę. Okazuje się, że jest tutaj zagroda z kilkoma żubrami. Wiadomo, podróż na Podlasie nie może się obejść bez zobaczenia tych majestatycznych zwierząt. Oglądamy jak jeden osobnik wyleguje się na słońcu, a inne podjadają trawę ochoczą przy tym chrumkając. Dokładnie jak w reklamie w telewizorze!

Na targu w Kiermusach można kupić sobie ikonkę
Komu ikonkę?
W podróży po Podlasiu nie mogło zabraknąć chrumkających żubrów
W podróży po Podlasiu nie mogło zabraknąć chrumkających żubrów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *